„Dzieciństwo w cieniu wojny”

W roku bieżącym przypada 80-ta rocznica wybuchu II wojny światowej. Myślę, że chyba jestem jedyną słuchaczką sekcji biblioteczno-literackiej LUTW, która jako dziecko była świadkiem napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę. Natura obdarzyła mnie wczesnodziecięcą pamięcią. Wracam więc każdego roku w miesiącu sierpniu do wspomnień tamtego okresu, bowiem przypominam sobie dość dokładnie parę wydarzeń poprzedzających datę 1 września 1939 roku. W związku z powyższym pragnę podzielić się z członkami sekcji tym, co zostało aktualnie w mej pamięci.

Urodziłam się i wychowałam w małym przygranicznym mieście oddalonym od granicy z Niemcami o 2 kilometry. Centrum miasta – rynek wyłożony był chodnikami, przy nich rosły dekoracyjne drzewka. W tej scenerii każdy właściciel domu przy rynku w okresie letnim wystawiał ławkę (czasami bardzo ozdobną) przed fasadę domu. W ciepłe wieczory ludzie odpoczywali na tych ławkach, rozmawiali z sąsiadami, a czasem wspólnie śpiewali różne piosenki, najczęściej patriotyczne, wywodzące się z powstań i pierwszej wojny. Moi rodzice ze mną i siostrą często chodzili do dziadków, którzy mieszkali na rynku i uczestniczyliśmy razem w wieczornych letnich sielankach.

Pewnego sierpniowego wieczoru, a było już bardzo ciemno ktoś powiedział, że na niebie nad dubińską szosą ukazała się ogromna zorza. Wiele osób gromadnie poszło poza miasto oglądać to zjawisko. Moi rodzice również się tam udali. Siostra i ja zostałyśmy pod opieką babci. Bardzo mnie ta „zorza” zainteresowała, nie miałam przecież pojęcia, jak ona wygląda. Nie mogłam się doczekać powrotu rodziców. Po pewnym czasie część ludzi wróciła, a inni poszli oglądać to dziwne zjawisko. Ci, którzy wrócili mówili między sobą, że zorza na niebie to zły znak i może się coś niedobrego, katastroficznego wydarzyć. Pamiętam, że mówili coś o wojnie. Ja bałam się tej ewentualnej wojny, ale nie rozumiałam, o co chodzi. Teraz wiem, że pojawienie się zorzy było zapowiedzią zbliżającej się drugiej wojny światowej i okupacji.

Pamiętam też inne zdarzenia rodzinne, które miały związek z napaścią Niemiec na nasz kraj. Polska przygotowywała się do obrony i odporu napastnika. Mój ojciec pod koniec sierpnia został zmobilizowany ( miał 31 lat) i stacjonował w budynku szkoły podstawowej obok naszego domu. Któregoś wieczoru ojciec miał wartę przy wejściu do szkoły. Zaniosłam mu domową kolację (jajecznicę). Ojciec poprosił jeszcze o koc, widocznie zapowiadała się chłodna noc. Kiedy wojsko opuściło budynek szkolny, tego sobie nie przypominam.

Ponieważ ojca nie było, opiekę nad naszą rodziną przejął dziadek. W mieście widać było wzmożony ruch, nerwowość. Niektórzy ludzie pakowali swój dobytek na bryczki lub wozy i przygotowywali się do opuszczenia miasta. Dziadek zdecydował, że my również wyjedziemy. Załadowano „czegoś” pełną bryczkę i wcześnie rano następnego dnia (nie pamiętam daty) mieliśmy wyruszyć w nieznanym mi kierunku. Wyjazd nie nastąpił, bo w nocy wysadzono mosty na dwóch rzekach i nie było przejazdu. Od tego dnia mama z nami nocowała u dziadków albo dla zmiany tropu u dalszej rodziny. Tak było do powrotu ojca.

Dokładnie pamiętam spotkanie niemieckiej społeczności miasta (było jej około 40 procent mieszkańców) w pierwszych dniach września z przyjezdnymi w mundurach. Miejscowi Niemcy ustawieni byli w półkole na rynkowej płycie, a przemawiał do nich jeden z tych mundurowych (nie wiem kogo ten mundur reprezentował). Spotkanie to według mojej dziecięcej orientacji trwało długo. Obserwowałam to co się działo na rynku z zamkniętego okna u babci. Babcia nie pozwoliła mi w tym czasie wracać do domu. Po rozejściu się Niemców, babcia nie kazała mi iść do domu przez rynek, ale wyznaczyła okrężną drogą. Od tej pory przez całą okupację musiałam zmieniać drogę powrotną od dziadków do domu.

W dniu wybuchu wojny miałam pięć lat, a w momencie wyzwoleniami miasta jedenaście. Połowa mojego dzieciństwa przypada więc na najbardziej ponure lata naszej historii.

Pragnę nadmienić, że przed przynależnością do LUTW miałam dużo wolnego czasu i wypełniałam go zapisując wspomnienia z dawnych lat. I tak powstał dalszy ciąg zapisów wydarzeń wojennych, które przeżyłam i zaobserwowałam w dzieciństwie. Spisane wspomnienia były drukowane w pięciu kolejnych kwartalnikach gazety lokalnej pod tytułem „Dzieciństwo w cieniu wojny”.

LMG słuchaczka LUTW